Śnił po cygańsku, wiersze pisał po polsku. Cygański inteligent, polski pisarz i poeta, artysta rzeźbiarz. - W Gorzowie nie poznano się na Karolu Parno-Gierlińskim - mówi Andrzej Korona*. Wspomina swojego zmarłego niedawno przyjaciela i te prawie 10 lat, które Parno spędził w Gorzowie i Wojcieszycach.
Dariusz Barański: Jak pan poznał Karola Parno-Gierlińskiego?
Andrzej Korona: Razem ze swoją ówczesną partnerką życiową zamieszkał niespodziewanie w Wojcieszycach. Dlaczego? Karol znalazł się w trudnej sytuacji i nie miał w Poznaniu mieszkania. Wtedy ktoś ze środowiska romskiego powiedział mu: przyjeżdżaj do Gorzowa, dostaniesz mieszkanie, pracownię się załatwi. No to spakowali się, przyjechali z Krystyną. A tu ani mieszkania, ani pracowni. Ile można mieszkać w hotelu, to kosztuje. Zaczęli czegoś szukać i okazało się, że w Wojcieszycach jest miejsce, gdzie można od biedy zamieszkać. I na kilka lat tu osiedli. Parno wolał mieć trochę swobody, chciał trzymać psa, więc przy pracowni postawił barakowóz i spędzał w nim dużo czasu. Kiedyś tam zaszedłem z jakąś sprawą, potem spotkaliśmy się raz, drugi, trzeci. Okazało się, że są wspólne tematy, polubiliśmy się, oni zaczęli przychodzić do nas do domu. W tym czasie byłem naczelnikiem wydziału promocji w starostwie, miałem kontakty z wydawnictwami. Jednemu z nich zaproponowałem: chcecie zrobić coś dobrego i przejść do historii? Jest ciekawy twórca, poeta, wydrukujcie mu wiersze. I tak ukazał się pierwszy tomik Parno, 17 wierszy, ilustracje, na każdej stronie ornamenty, takie motywy snycerki z wozów cygańskich, które sam narysował. On chyba nie do końca wierzył, że ten tomik wyjdzie. Ale wyszedł, zrobiliśmy w bibliotece promocję. To też mu jakoś pomogło w uzyskaniu członkostwa w Związku Literatów Polskich. Stąd właśnie ta bliska znajomość, która potem przerodziła się w przyjaźń.
Kim był Parno: Cyganem? Polakiem? Sinti?
Rozmawialiśmy z Karolem na różne tematy. Dość szybko zorientowałem się, że są w nim jakby dwie dusze, dwie warstwy. Kiedy mówiliśmy na tematy cygańskie, czuło się, że to pełnowymiarowy Cygan, poważnie traktujący romanipen. A kiedy rozmowa schodziła na tematy ogólne, prezentował sposób myślenia typowy dla polskiego inteligenta.
Czasem mówił o sobie, że jest ortodoksyjnym Cyganem, ale to była rozumna, jeśli tak można powiedzieć - świadoma ortodoksja. Karol był dobrze wykształcony, po studiach w wyższej szkole sztuk pięknych. Żartował, że ma wykształcenie prezydenckie, skończył studia, ale nie ma dyplomu.
Inaczej mu się ułożył ten życiorys niż większości Cyganów?
Przede wszystkim był Sinti. Pochodził z rodziny, która była od dawna zintegrowana z polskim otoczeniem. Jego pradziadek trafił do Wielkopolski w II połowie XIX w., zaczął pracę jako zarządca w majątku hrabiów Kwileckich. A Sinti w ówczesnych Niemczech już właściwie zakończyli życie wędrowne. Niektórzy, owszem, przemieszczali się, ale to najczęściej były rody cyrkowe. Wielu Sinti prowadziło jednak osiadłe życie, służyli też w wojsku. Dzieci kończyły szkoły w Niemczech, i tak samo też było wtedy w Wielkopolsce.
Czyli... Parno-Gierliński nie miał taborowych wspomnień?
Kiedyś zredagowałem hasło o Karolu Parno-Gierlińskim w Wikipedii. Po jego śmierci ktoś dodał informację, że legendarna Nońcia nie tylko go uratowała podczas wojny, ale i wychowała w swoim taborze. Bzdura, musiałem to prostować. Przecież to nawet nie jest logiczne. On skończył w 1957 r. technikum, więc co najmniej w 1952 r. musiał ukończyć podstawówkę. Dziecko w taborze nie miałoby szans. To nie miało sensu. Ale kiedyś powiedział mi sam, że był nomadą wtórnym.
...?
Parno stracił rodziców podczas wojny, ojciec, zawodowy oficer, zginął, matka trafiła do obozu zagłady. Została mu babcia, z którą trafił do obozu pracy pod Hamburgiem, a potem wrócił do Poznania. W domu się nie przelewało, więc jak zaczął studia, to musiał na nie zarobić. Skończył technikum chemiczne, więc łatwo opanował sztukę pobielania kotłów, nabrał trochę praktyki i zaczął tak zarobkować. Musiał jednak zorganizować własny "tabor", wóz do transportu narzędzi, a drugi do spania, przyjąć pomocników. Jeździli od piekarni do piekarni, od geesu do geesu, i to właśnie było jego wędrowanie.
Wróćmy do problemu narodowości. Parno-Gierliński był Sinti. Jedynym w Gorzowie?
W Gorzowie osiedlili się przede wszystkim Cyganie z Polska Roma. Duże skupisko Sinti było w Wielkopolsce, poza tym są jeszcze w Olsztynie czy koło Zielonej Góry. Znam małżeństwo Sinti mieszkających w Słubicach, oboje po studiach. Zespół Vanessa i Zorba spod Zielonej Góry, który występował podczas odsłonięcia pomnika Papuszy w Gorzowie, to też Sinti. A kim był Parno? Kiedyś zapytałem go: kim właściwie się czujesz? Cyganem czy Polakiem? Odpowiedział, że jednak Cyganem: ja myślę po cygańsku, śni mi się po cygańsku.
Taka anegdota. W 2002 roku odbywał się spis powszechny i jak przyszło do określenia narodowości, podał cygańską. - Czyli Rom - stwierdziły ankieterki. Nie Rom, tylko Cygan. Okazało się jednak, że w trosce o poprawność polityczną usunięto z formularza to określenie. Karol cierpliwie tłumaczył paniom różnicę pomiędzy Romem a Sinti, a one, że czegoś takiego też nie mają. Droczył się i za nic nie chciał się zgodzić na Roma. W końcu w rubryce "inne" wpisały, że jest Cyganem. Oczywiście nie miał nic przeciwko Romom, obie grupy wzajemnie się szanują, choć nie utożsamiają. Karol przyjaźnił się z różnymi Cyganami, czy to z Lowarami, czy z Polskiej Romy, miał również dobrych znajomych z Bergitka Roma.
Z Gorzowem Parno-Gierliński związał się na prawie dekadę? Dlaczego tu nie został?
Najpierw prawie cztery lata mieszkał w Wojcieszycach. Było fajnie, ale warunki nie za dobre. Potem jeden z przedsiębiorców, który kupił biurowiec Silwany, zaproponował mu miejsce na mieszkanie i pracownię w suterenie. Ale to też było tymczasowe rozwiązanie, choćby dlatego, że suterena nie jest najlepszym miejscem do suszenia drewna.
Karol był otwartym, obdarzonym poczuciem humoru, ciepłym człowiekiem i miał w Gorzowie przyjaciół, którzy zaczęli szukać mu miejsca na pracownię. Kiedy już znaleźli przy ulicy Chrobrego, sprawa przeszła przez ADM i Zakład Gospodarki Mieszkaniowej, dyrektor został wezwany na dywanik do ratusza. Gierliński? A z jakiej racji?! Szlaban. Dlaczego, nie warto dziś się domyślać, starczy powiedzieć, że w Gorzowie nie poznano się na Gierlińskim. Szkoda, bo nie było i nie ma tu aż tak wielu ludzi wybitnych, żeby lekką ręką pozbywać się człowieka, który tu zjechał i był do wykorzystania.
Warto zauważyć rozdźwięk w traktowaniu Parno przez "zwykłych" gorzowian, wśród których szybko zyskał autentyczny szacunek, znalazł sporo dobrych znajomych i przyjaciół, oraz przez władze miasta, które go, mówiąc kolokwialnie, olewały. Odmowa przydzielenia pracowni to tylko jeden z przykładów. Innym było zignorowanie wydarzenia światowej rangi, jakim była prezentacja romskiego elementarza. Do biblioteki przyszły tłumy gorzowian, przyjechali przedstawiciele ministerstwa, Cyganie z różnych krajów i szczepów, natomiast magistrat reprezentowała pani kierownik wydziału oświaty. Nie pojawił się ani prezydent, ani żadna z jego licznych zastępczyń.
Nie był to rzecz jasna przejaw ksenofobii, tylko szerszej polityki strzyżenia ludzi równo z trawą. Żeby któryś przypadkiem nie przerósł kogoś o milimetr...
Jako miejsce pierwszego wydania figuruje Gorzów. Obchodził on swoje 750-lecie, więc w cygańskim elementarzu znalazły się zdjęcia z miasta. Karol robił pewne gesty, ale to nie było dostrzegane, więc kolejne wydania są już sygnowane przez Kostrzyn nad Odrą.
Był artystą wszechstronnym. Pisał wiersze, opowiadania, rzeźbił.
Kiedyś mówiło się o takich ludziach: człowiek renesansu. Miał wiele talentów i umiejętności. Był wykwalifikowanym plastykiem, rzeźbiarzem. Umiał też malować, choć chyba nie bardzo lubił. Mawiał, że to dla kobiet robota, a mężczyzna musi mieć dłuto i walić w ten kamień czy drewno.
Pisał po polsku?
Tak. Kiedyś spytałem go dlaczego, a on wyjaśnił, że język czy dialekty cygańskie mimo wszystko są ubogie i trudno wyrazić w romani myśli, które rodzą się pod kapeluszem. A on przecież władał językiem polskim bardzo dobrze.
A jaki był jego stosunek do Polski, do polskości?
Kiedyś gadaliśmy o jakimś wydarzeniu z historii Polski. Ja krytykowałem politykę państwa, a Karol jej bronił. Wreszcie nie wytrzymałem i mówię: Parno, jak to jest, że ty, Cygan, jesteś większym polskim patriotą niż ja, królewski szczep piastowy z dziada pradziada?! A on na poważnie: słuchaj, przecież Polska to moja ojczyzna, innej nie mam. I wtedy do mnie dotarło: Korona! Przecież to takie proste i oczywiste, więc czemu wcześniej tego nie rozumiałem?
Był nie tylko artystą, ale też społecznikiem. Jak to się przejawiało?
W głębi duszy był chyba socjalistą, chociaż z deklaracjami był ostrożny, bo Cyganie wolą nie angażować się w politykę. Ale poglądy miał lewicowe, a przy tym był człowiekiem wierzącym.
Kiedy mieszkał jeszcze w Wojcieszycach, można było załatwić odszkodowania z Niemiec. Starsi Cyganie szukali kogoś, kto im załatwi te sprawy urzędowe i ciągnęli do Gierlińskiego. A że on wtedy jeszcze nie miał komputera, to ja mu to wszystko pisałem. Pomagał chętnie, bo to był człowiek ludziom przyjazny, no i wiedział, że nikt za niego tego nie zrobi. Dzięki temu został wybrany na cztery lata do tzw. parlamentu cygańskiego.
Również elementarz "Miri szkoła" wziął się z tej społecznikowskiej pasji?
Karol cieszył się, że dzieci cygańskie zaczęły wreszcie chodzić do szkoły, jeszcze nie jest to powszechne, ale bardzo się poprawiło. Uczą się po polsku, znają z domu język cygański, ale nie w piśmie. Nikt ich tego nie uczy, są problemy z warstwą leksykalną, zjawisko wypierania słów cygańskich przez polonizmy. Doszedł do wniosku, że przydałby się podręcznik. Ale kto to zrobi? Skoro nie było nikogo chętnego i gotowego do tej pracy, to sam się do niej wziął. Szkoła Podstawowa nr 1 w Gorzowie, gdzie uczy się najwięcej romskich dzieci, wystąpiła do ministerstwa o dotację. Otrzymała jakieś pieniądze na wydanie, więc Karol zaczął pisać.
Pomógł mu pan przy jego pierwszym tomiku poezji, ale i w elementarzu miał pan też swoją cegiełkę.
Jak już podręcznik był napisany, powstał problem, kto to złoży do druku, zajmie się stroną graficzną. Zwrócił się do mnie, bo już miałem pewne doświadczenie z czasów pracy w starostwie. Ale co innego folderek, a co innego poważne wydawnictwo. Namawiał mnie jednak, przekonał i zaczęliśmy pracować. Rysunki zrobiła Krystyna, dobieraliśmy ilustracje, zdjęcia.
I elementarz się ukazał. Spodobał się?
Powiem o tej najmilszej dla mnie recenzji. Rozpakowujemy książki prosto z drukarni. Widzę, że idą Cyganeczki, więc daję im książki i proszę, żeby przekartkowały, oceniły. A one, że fajne, że się podoba, ale to elementarz dla małych dzieci. A kiedy będą takie książki dla nas, dla gimnazjum?
Jeśli idzie o ludzi z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, które wyłożyło kasę, byli chyba zaskoczeni efektem. Przy tym budżecie spodziewali się raczej broszury, a dostali bogato zilustrowaną książkę na kredowym papierze i w twardej oprawie.
A jak elementarz został przyjęty przez środowisko cygańskie? Przecież pamiętamy ten słynny słowniczek, za który na Jerzego Ficowskiego posypały się gromy.
To już trochę inne czasy. Sędzia obyczajowy "Miri szkoła" zaakceptował, chyba bez entuzjazmu, ale przyjął. Premiera elementarza odbyła się w pierwszy dzień Romane Dyvesa 2007, ale podczas koncertu nie padło o tym żadne słowo ze sceny. Jakiś czas później Andrzej Trzaskowski zawiózł książkę do Ciechocinka i dał Don Wasylowi. A ten poszedł z nią do Szero Roma i mówi: patrz wujku, jakie piękne. Szero Rom elementarz wziął, obejrzał i powiada: no dobrze.
Trzeba wiedzieć, że to nie był pierwszy na świecie podręcznik dla dzieci cygańskich, ale pierwszy tylko w tym języku. Podczas pracy nad "Miri szkoła" przeglądaliśmy różne podręczniki, np. ze Szwecji, Litwy, Ukrainy, ale to mniej lub bardziej były rozmówki i słowniki w dwóch językach.
Co nam pozostawił po sobie Karol Parno-Gierliński? Drewniany ołtarz w kościele w Wojcieszycach?
To też. W wojcieszyckich i gorzowskich domach jest trochę prac Karola. Nie stał się on jednak takim topowym plastykiem. Miał wystawy, ale nie powstała jakaś moda na Gierlińskiego.
No i lipowa Papusza z Biblioteki Herberta, chyba najbardziej znana.
Bardzo znana, chociaż moim zdaniem nie najlepsza z tych, które Parno wyrzeźbił. Jego prace są w wielu miejscach, w ostatnich latach znów zaczął malować. Trochę ze względów praktycznych, bo łatwiej sprzedać obraz niż rzeźbę. Zwrócił się też w stronę tematyki cygańskiej, skoro dobrze się sprzedawała.
Pozostaną po Karolu jego wiersze i proza poetycka, moim zdaniem bardzo głęboka intelektualnie i dobra pod względem literackim. Już słyszałem o pomyśle zebrania tego w jedno porządne, profesjonalne wydawnictwo, z częścią albumową. Tym, co zapewni mu miejsce w historii, są na pewno elementarze. To była praca zupełnie nowatorska w skali nie tylko polskiej, ale i światowej.
*Andrzej Korona, lewicowy działacz, mieszkaniec Wojcieszyc, przyjaciel i współpracownik Karola Parno-Gierlińskiego.
Rozmowa Dariusza Barańskiego z Andrzejem Koroną ukazała sie dnia 27.02.2015 w gorzowskim wydaniu "Gazety Wyborczej".