Pasażerowie losu
Już zebrali z pól bitewnych trupy, jak sierpniowe zboże. Już podzielili sukno świata. A dzwony świątynne ogłaszały... i zagwizdał zawiadowca historii.
Wyruszyli pasażerowie losu. Powracali, którzy nie mieli nigdy powrócić, dźwigali pamięć piekła i numery na skórze, sine jak razy bykowca. Wyruszyli do kraju wyjścia, do ziemi nowej nie koniecznie obiecanej.
Podróżowali też ci, których dom rodzinny, ziemia ojców, wyrokiem nowych władców świata pozostały w granicach obcego kraju.
Krzyżowały się drogi, mijały pociągi jadące w różnych kierunkach.
Dwa pociągi stanęły na równoległych torach. Jeden z Niemcami wysiedlonymi z Ziem Zachodnich, drugi z powracającymi z lagrów. Pomiędzy pociągami spacerowały wojskowe patrole. Siąpił zimny deszcz.
Pod semaforem, w przewróconej metalowej beczce, siedzieli dwaj siedmio, ośmioletni chłopcy. Jedli wyjmowany z ceratowej torby chleb.
Zasygnalizowano odjazd. Młodszy pobiegł do niemieckiego pociągu, drugi mały Cygan wskoczył do jadącego w głąb Polski...