Spis treści

  Prezentowane wiersze pochodzą z tomu pod tytułem "Xaratuno thuv - Odległy dym", który ukazał się w roku 2001 nakładem Wydawnictwa "Nice" w Bydgoszczy. 

Rok później zostały przełożone na język niemiecki przez Karin Wolff i z okazji Międzynarodowego Dnia Romów wydane w Myśliborzu na prawach rękopisu. 

 

Wiersze zamieszczone w tomiku charakteryzuje oszczędność słowa, szacunek dla niego, co w tym wypadku znaczy dla cygańskiej poezji. (...) W wierszach Parno-Gierlińskiego wers często równa się zdaniu, ważny jest dźwięk i rytm. Mówią one o kulturze, która wygasa, jest jak dym z coraz odleglejszych ognisk. W wierszu „Zatańcz Phabuj” jest jeszcze złudzenie, że „dom o kamiennych ścianach zadrży jak płótno namiotu”. Cyganie, bohaterowie wierszy Gierlińskiego, oderwani od natury, z którą zawsze byli zrośnięci, muszą być samotni. „Jesteśmy łzami na twarzy” – pisze o swoim narodzie poeta. Skrzypce wiszące w betonowym mieszkaniu są jak obraz Męki Pańskiej. Inny wiersz kończy prośbą: „W godzinę śmierci racz las wrócić Panie”.
Bogdan Twradochleb „Kurier Szczeciński” z 13. XII. 2001 r.

 

 

 


 

 

* * *

Nie zabrałem znad Gangesu słońca.
Nie uniosłem szeptu palm.
Lecz zabrałem pieśń.
Zapamiętałem taniec.
Zaczarowany w struny Ganges.
Po twarzy świata potoczyły się łzy
 - nasze życie.
Gdy zapomnę kolory tęczy
Słońce, księżyc i gwiazdy zamilczą
Pozostanie mi niezmiennie przez wieki
 - manusz
A manusz znaczy człowiek.
Dlatego nie zabijam konia,
Ani psa, co mi służy.
Bo manusz to znaczy człowiek.

 

 

* * *

Ich nahm vom Ganges nicht die Sonne mit,
Trug nicht das Flűstern der Palmen fort.
Ich nahm das Lied.
Erinnerte den Tanz,
Den in die Saiten eines Instruments gebannten Ganges.
Über der Welten Antlitz rannen Tränen - unser Leben.
Wenn ich die Farben des Regenbogens vergesse,
Verstummen Sonne, Mond und Sterne.
Stetig bis in alle Ewigkeit bleibt mir - manusch,
Und manusch heißt Mensch.
Darum töte ich weder Hund.
Noch Pferd, die mir dienen.
Denn manusch bedeutet Mensch.

 

 


 

 

* * *

Zawsze samotne meteory,
Za jedno nocne zaświecenie,
Za moment bycia gwiazdą,
W ciemność zapadają bezpowrotnie.

Samotne martwe meteory.
Jak je odnaleźć wśród kamieni?

 

 

* * *

Immerfort einsame Meteore
Für ein einziges nächtliches Leuchten,
Für den Moment ein Stern zu sein.
Unrettbar versinken sie in Finsternis

Die einsamen toten Meteore.
Wie sie ausfindig machen inmitten von Steinen?

 

 


 

 

* * *

Matko, jeżeli rodzisz syna,
Naucz się nosić czerń żałobną.
Jeszcze nie weszła ta godzina,
Jeszcze wydarzy się niejedno.

 

 

* * *

Mutter, wenn du einen Sohn gebierst,
Lerne Trauer tragen.
Noch ist der Tag nicht angebrochen.
Noch passiert so manches.

 

 

 


 

 

Cygańska kapela

Głodne ziemianki brukarzy
I zimny wiatr od gór
Oczy matek co jak otwarte wieka trumien
Żegnały odeszłych synów.
Kołyszący się dym a pod nim napis:
„Arbeit macht Frei”.
I list z Rawicza z pieczęcią „Cenzurowano”

To wszystko w łkaniu strun
   Za pijaną dychę nad kuflem piwa.
Ukłoni się siwy Maksym
  - niepiśmienny poeta.
Schowa westchnienie jak banknot
W pudło kontrabasu.

 

 

Zigeunerkapelle

Hungrige Erdhütten der Steineklopfer
Und ein kalter Wind von den Bergen
Die Augen der Mütter wie offene Särge
Segneten Söhne die fortgegangen waren.
Sich schlangelnder Rauch und darunter die Inschrift:
"Arbeit macht frei"
Und ein Brief aus Rawicz mit dem Stempel "zensiert".

Das alles im Schluchzen der Saiten
     Für einen Besoffenenzehner über einem Humpen Bier
Der grauhaarige Maksym verbeugt sich
- ein schreibunkundiger Dichter.
Steckt das Seufzen wie den Geldschein
In den Kasten des Kontrabaß'.

 

 


 

 

* * *

Zapisały ognie w pracowitym dymie
Setki zmarszczek na Lajosza twarzy.
Rzewne słońca zatańczyły w cynie.
I dzwonnym śpiewie pobielonych kotłów
Brzozy jak skronie i zadumane
nad ostatnim posłaniem...
Wylewam krople trunku
- łzę cynową.
TAK NAKAZUJE TRADYCJA

 

 

* * *

Es zeichneten die Feuer in arbeitsamem Rauch
Hunderte von Falten in Lajoschs Gesicht.
Wehmütige Sonnen tanzten im Zinn
Und im Glockensingsang der verzinnten Kessel.
Birken schläfengleich und sinnend über dem letzten
Lager...
Ich vergieße ein paar Tropfen von meinem Getränk
- eine Zinnträne
SO BEFIEHLT ES DER BRAUCH

 

 


 

 

* * *

Wilki nie budzą uśpionych drzew.
Niosą pod powiekami wymodlony księżyc.
Opowiadają aksamitem łap roztańczonym trawom
O radosnej tęczy krętych traktów.
Wykrzykują swój strach przed obrożą
I wiernością wyliczoną długością łańcucha.

 

 

* * *

Wölfe wecken nicht die eingeschlafenen Bäume.
Sie tragen unter den Lidern den erflehten Mond.
Erzählen mit dem Samt der Pfoten den ins Tanzen geratenen
Gras
Vom fröhlichen Regenbogen der Schleichwege.
Heulen ihre Furcht vor dem Halsband heraus
Und vor einer Treue die sich an der Kettenlänge mißt.

 

 


 

 

 * * *

Jesteśmy łzami na twarzy
Niesiemy sól i samotność
Płyniemy jak nasza nadzieja
Że nas połączy łaskawsza dłoń losu.

 

 

* * *

Wir sind die Tränen im Gesicht
Wir tragen Salz und Einsamkeit
Strömen wie unsere Hoffnung
Daß uns eine gnädigere Hand des Schicksals vereint.

 

 

 


 

 

* * *

Boże
Straszny błyskawicą i grzmotem

Boże
Groźny w czasie składania przysiąg

Boże
Dumny w złoconych ramach ikon

Boże
To Ty pod siwym namiotem brody
Trzymasz kroplę świata

Zdejm z mej drogi palec
Niech przejdą moje konie

 

 

* * *

Gott
Schrecklich in Donner und Blitz
Gott
Bedrohlich während man Eide schwört
Gott
Stolz im goldverzierten Rahmen  der Ikonen Gott
Du bist es der unter grauem Bartzelt
Den Tropfen Welt birgt
Nimm von meinem Weg den Finger
Laß meine Pferde passiere

 

 


 

Tadeuszowi Chudemu

Mamiori – brzoza

Z worka chmury posypały się mokre jagody. O namiot pukały setki, tysiące małych palców. Wiedzieliśmy, że jest namiot i że las. Ale nie było lasu ani namiotu, tylko dym, dym, co był gniewem ognia nie chcącego jeść mokrych szczap.
Dawno, dawno, gdy nie było ognia tylko iskra skłócona z wodą, siwa Mamiori rzekła: kocham wszystkich. My też jesteśmy „wszyscy”: las, namiot, ogień. Nawet deszcz. Tak powiedziała cała mokra, naga i weszła w dym. Wtedy to podniósł się ogień a z płomieni dobiegał śpiew M a m i o r i.
Ogień grzał i byliśmy weseli. Starość i płomień są święte. Ganges też śpiewał o tym. Dobra stara Mamiori. Pamiętaj o niej, bo umrze twój ogień.

 

 

Für Tadeusz Chudy

Mamiori-Birke

Aus dem großen Wolkensack ergossen sich nasse Beeren. Hunderte, tausende kleiner Finger klopften ans Zelt. Wir wußten, es war da das Zelt, und auch der Wald. Doch sie waren nicht, doch da war nur Rauch,Rauch, Zorn des Feuers, das keine nassen Scheite essen wollte.
Einst, vor langer Zeit, als kein Feuer war, bloß ein Funke, mit dem Wasser verstritten, sprach die graue Mamiori: Ich liebe alle und alles: den Wald. Dazu Zelt und Feuer. Und selbst den Regen.
So sagte sie, ganz naß und bloß, und trat ein in den Rauch. Da erhob sich das Feuer, und aus den Flammen drang Mamioris Gesang.

Das Feuer wärmte, und wir waren fröhlich. Alter und Flamme sind heilig. Davon sang auch der Ganges. Gute alte Mamiori. Vergiß sie nie, sonst stirbt dein Feuer.

 

Mamiori - Großmütterche

 


 

 

Toasty

Wznoszę krople w krysztale
Trzymam w dłoni trunek brzemienny życzeniami
Uwalniam ptaki słów
- siadają uśmiechem
Wyzwalam gwiazdy marzeń
- srebrzą się zadumą
Rozrzucam cekiny życzeń
Nad stołem biesiadnym
ponad dymem ogniska
Unosi się tęcza
- jedwabna nić
- nasze toasty
Aż po ostatnie krople
Za tych którzy żyją w myślach
Za umarłych

 

 

Toast

Ich erhebe die Tropfen im Kristall.
Halte den Trank in der Hand mit Wünschen befrachtet,
Lasse die Vögel der Worte frei
- sie hocken sich als Lächeln nieder.
Erlöse den Stern der Träume
- sie versilbern sich mit Tiefsinn.
Ich werfe mit Wunschzechinen um mich,
Beim Festmahl
Über den Rauch des Feuers hinweg.
Ein Regenbogen steigt auf
- ein Seidenfaden
- unsere Toaste.
Bis zum letzten Tropfen
Auf die die in den Gedanken leben
Auf die Toten
- eine friedvolle Wanderung der Seelen.

 

 


 

 

* * *

Pod moim domem koła roztańczone
Błyskawica bata nad grzywami
Jedwabny namiot nocy wyszywany gwiazdami.
Kołyszą się wspomnienia jak brzozy dobrotliwe
Zanim świt jak kroki strażnika
I krzyż okna przekreśli błękit.

 

 

* * *

Tanzende Räder vor meinem Haus.
Peitschenblitz über Pferdemähnen.
Das Seidenzelt der Nacht bestickt
mit Sternen
Erinnerungen wiegen sich wie
gütige Birken
Bevor der Morgen naht mit Wächterschritt
Und das Fensterkreuz das Blau durchstreicht.

 

 


 

 

Deszcz

Nie padaj deszczu na nasze ogniska,
bo na nich kobiety gotują jadło.
Nie padaj na ogniska.
Rozbiegły się dzieci po lesie.
Nie padaj, bo będą głodne.
Nie padaj na moją dziewczynę.
Spływasz po twarzy jak łzy.
Padaj na lasy,
oczekują cię tam zgłodniałe liście.

 

 

Regen

Falle nicht in unsere Feuer Regen, denn auf ihnen
kochen die Frauen das Essen.
Regne nicht ins Feuer.
me Kinder laufen im Wald umher.
Falle nicht, sie bleiben sonst hungrig.
Falle nicht auf mein Mädchen. Wie Tränen
rinnst du übers Gesicht.
Falle auf die Wälder nieder,
dort erwarten dich halb verdurstete Blätter.

 

 


 

 

* * *

Z lasu wyszliśmy w prawa nowe
- obcemu wierzyć bogu.
A nam brzozowych świątyń szkoda
Żal nam idiomów leśnej mowy.

Śerir i beton – prawa miasta
I starych pieśni zamilczenie.
Kryształem soli wzrok porasta,
Jak wiara w zwierząt wytępienie.

Na ścianie stare skrzypce wiszą,
Smutne jak Chrystus z bożej męki.
Osiadłe prawa w łańcuch liczę...

 

 

 


 

 

* * *

Ta scena bez kurtyny
Scenariusz napisany po spektaklu.
Aktorzy czytają z kolejności gry innych
Czas trwania – do epitafium .
Pod lasem stara Łoli
Piecze kradzioną kurę
Na podartym namiocie Ukrzyżowany
Uśmiecha się.
On też nie poszedł do teatru.
Leśne grzechy nie bolą.
A w godzinę śmierci racz las wrócić Panie.

 

 

* * *

Diese Bühne ohne Vorhang
Das Szenario geschrieben nach dem Spektakel
Die Schauspieler spielen einer des anderen Rolle
Zeit der Aktion - bis zur Grabschrift
Im Waldrand brät die alte Łoli
Ein gestohlenes Huhn
Im zerschlissenen Zelt Der Gekreuzigte
Er lächelt
Auch er ging nicht ins Theater.
Waldsünden schmerzen nicht.
Und zur Stunde des Todes gib, gnädiger Gott, den Wald zurück.

 

 


 

 

* * *

Zatańcz Phabuj
To nic, że ognia już nie widzę

Zatańcz Phabuj
Stopami układaj trawę
Wybij rytm łąki
Utopimy w trunku całe miasto

Tańcz Phabuj
Kiedy świt wydzwonią miejskie zegary
Rozbijemy puste szklanki
Połamiemy skrzypce

A ty tańcz
Może dom o kamiennych ścianach
Zadrży jak płótno namiotu

Tańcz Phabuj
Wódka nie woda, da nam zapomnienie
A jutro samo przyjdzie
- lepiej by go nie było.

Tańcz...

 


 

 

Papusza

To ten sam park i rzeczka ta sama.
Z mgły nad stawem wyłania się,
Płynie nad żwirem ścieżek,
Bo przecież umarli nie dotykają ziemi.
Gniewnie rzuca za siebie papierowe śmieci.
I wzdycha...

Już nikt nie oczekuje jej wróżby.
A tamte dwie panisie pchające wózek,
mówią po cygańsku i wręczają łaskawy grosik
lnianowłosemu dziecku.

Pogładziła pisklęta w gnieĽdzie
i znajomą gołębicę.
Pocałowała wiatrorudą wiewiórkę.

Dlaczego się smucisz Ciotko?
To Wasze ukochane miasto.
To przecież Wasz zielono złoty Gorzów.
I pomnik tu macie.

"Mam i jak dawniej wdeptują mnie w ziemię"
Odpowiedziała Papusza - cygański Norwid.
Wiatr rzucił na wodę liść,
jak złoty kolczyk.

 

 

Papuscha

Das ist derselbe Park und auch das Flüßchen ist dasselbe.

Aus dem Nebel über dem Teich taucht sie auf.
Gleitet über die gekiesten Wege,
Gestorbene berühren die Erde nicht.
Zornig wirf sie Papierabfall hinter sich,
Sie seufzt...

Niemand harrt mehr ihrer Prophezeiung.
Und jene zwei Dämchen da mit dem Kinderwagen,
sie reden Zigeunersprache und händigen gnädiglich
einem flachsblonden Kind
einen Groschen aus.

Sie streichelt Vogeljungen im Nest
und eine befreundete Taube.
Küßt das windrote Eichhörnchen.

Was macht Euch so traurig, Tante?
Das ist doch Eure geliebte Stadt - Euer grüngoldenes Gorzów.
Und Ihr habt ein Denkmal hier.

"Wohl wahr, und sie treten mich wie früher
mit Füßen",
Entgegnete Papuscha unsre große Dichterin.

Der Wind warf ein Herbstblatt aufs Wasser
wie einen goldenen Ohrring.

 

 

 

Wiersze Karola Parno Gierlinskiego wybrane z tomików "Xaratuno thuv / Odległy dym" oraz "Róża pustyni".